W 2013 roku w środku pięknego słonecznego lata narodził się Cyprian – moje czwarte dziecko. Byliśmy zwykłą rodziną, w niedzielę chodziliśmy do kościoła, jak każdy mieliśmy swoje marzenia i plany. Nikt z nas nie spodziewał się co przyniesie wkrótce los.
Już w drugim tygodniu życia Cyprianka rodzinna sielanka została wystawiona na ciężką próbę. U naszego syna ujawniły się napady zgięciowe, jeden z najbardziej obciążających rodzajów epilepsji. „Jedyna nadzieja w modlitwie” – usłyszeliśmy. Od tej pory każdy dzień wypełniony był walką o zdrowie Cypriana. Widać było, że epilepsja zatrzymuje rozwój dziecka. Pogrążyliśmy się w wypełnionej ogromnym bólem modlitwie. Ojciec proboszcz z nasze parafii podarował Cyprianowi wodę święconą od Matki Bożej z Lourdes, którą podawaliśmy dziecku po kropelce i zawierzaliśmy naszego synka opiece Maryi. Było ciężko, ale leki dobrze działały na Cypriana, a ćwiczenia przynosiły zadowalające efekty. Nauczył się siedzieć, chodzić i wielu innych umiejętności, na które nie dawano szans. „To cud” – usłyszałam na jednej z wizyt lekarskich.
Bezradność
Niestety przyszedł jeszcze trudniejszy czas. Cyprian w wieku 17 miesięcy zachorował na ospę wietrzną. Ten wirus spowodował nawrót epilepsji jeszcze silniejszej i nie do opanowania farmakologicznie. Leki przestały działać. Rok 2015 przyniósł wiele cierpienia, rozpaczy i bezsilności. Okazało się, że Cyprian ma rozległą wadę mózgu. Było coraz gorzej, napady padaczkowe pojawiały się każdego dnia. Podczas najcięższych napadów pojawiał się bezdech, który nas przerażał. Ciągłe czuwanie nad dzieckiem dniem i nocą było wyczerpujące. Byliśmy całkowicie bezradni, a lekarze też nie mogli nic zrobić. Cała rodzina została sparaliżowana tą sytuacją. Starsze dzieci miały koszmary senne i problemy emocjonalne, widząc co dzieje się z ich bratem. W międzyczasie okazało się, że starszy brat Nicolas ma wadę serca i najprawdopodobniej chorobę tkanki łącznej i musi być także pod stałą opieką lekarską. Ta sytuacja nas przerosła. Pojawiła się silna depresja, nerwica, problemy finansowe. Nie miałam siły walczyć, nie miałam siły wstać z łóżka. Każdego dnia pojawiała się ta sama bezradność i myśli samobójcze, ale nie mogłam przecież zostawić czwórki dzieci, które tak bardzo mnie potrzebowały.
Msza o uzdrowienie
Pewnego dnia mąż wyczytał w internecie o mszy św. z modlitwą o uzdrowienie na duszy i ciele. Zaproponował, abyśmy tam pojechali. Zabraliśmy ze sobą chłopców. Rozpoczął się już Rok Miłosierdzia Bożego. Spotkanie z Panem Jezusem trwało ok. 3-4 godzin. Nauka płynąca z ust kapłana była dla mnie bezcenna. Dziś wiem, że to Duch Święty napełniał mnie siłą, której tak bardzo mi brakowało.Wokół mnie zaczęli pojawiać się ludzie, którzy obdarzyli naszą rodzinę wsparciem i wyciągnęli do nas pomocną dłoń. Chłopcy trafili do fundacji, w której były gromadzone środki na ich leczenie. Okazało się, że najlepszym rozwiązaniem dla Cypriana jest zdiagnozowanie w niemieckiej klinice w kierunku leczenia operacyjnego – usunięcia chorej części mózgu, która zaburza cały rozwój dziecka. Koszty takiego leczenia były ogromne. Pojawiało się jednak mnóstwo dobrych ludzi o wielkich sercach, dzięki którym udało się uzbierać niezbędne środki. Kiedy pojechaliśmy z synem na diagnostykę do Niemiec, nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, co powiedzą lekarze. Mieliśmy jednak świadomość, że uzbierane pieniądze na leczenie nie dają żadnej gwarancji zdrowia dla Cypriana. Jedynie modlitwa dawała nadzieję.
Św.Filomena
Na jednej z mszy św. z modlitwą o uzdrowienie pojawił się kapłan z obrazem św.Filomeny. Odszukaliśmy mały kościółek w Luzinie, gdzie co miesiąc przebywają rzesze ludzi, by czcić św. Filomenę i doznawać uzdrowień za jej wstawiennictwem. Ksiądz Zbyszek namaścił głowę Cyprianka świętym olejkiem oraz pobłogosławił naszego synka. Od tej pory przy każdym ciężkim napadzie epileptycznym, gdy zatrzymywał się oddech Cypriana, namaszczaliśmy jego głowę i trwaliśmy w modlitwie. Od tego czasu do operacji minął prawie rok. Niesamowite, że ataki stały się dużo łagodniejsze, mijały samoistnie i nie było już konieczności wzywania karetki i ciągłych hospitalizacji. Po pewnym czasie trafiliśmy na spotkania Odnowy w Duchu Świętym Magnifikat w Helu, gdzie spotkaliśmy niezwykłych ludzi. Nie byliśmy już z tymi wszystkimi trudami sami. Pan Jezus stał się moim światłem i moją nadzieją, a wszystkie problemy nie były już tak przytłaczające jak dotychczas.
Zaufaj
Modlitwy nasze zostały wysłuchane. W intencji Cyprianka odmawialiśmy także Nowennę Pompejańską. Matka Boża zgodnie z obietnicą nie zostawiła nas w potrzebie. W Niemczech okazało się, że główne ognisko padaczkowe umiejscowione jest w tylnej części prawej półkuli mózgu i jet możliwość operowania Cypriana. Wiedzieliśmy, że czeka nas trudny czas. Dodatkowo wkrótce się okazało, że zaszłam w ciążę. Poczułam przerażający niepokój. Milion myśli kotłowało się w mojej głowie : ” Jak to możliwe? Przecież Cypriana czeka operacja? Jak ja sobie poradzę? I co powiedzą ludzie?”. Nagle, w jednej chwili, przez ten natłok myśli przebił się głos: ” Zaufaj”. To jedno słowo zagłuszało wszystkie niepokoje. W piątym tygodniu ciąży pojawiło się krwawienie. W szpitalu powiedziano mi, że ciąża jest zagrożona i prawdopodobnie nastąpi poronienie. Lekarz nie widział serca dziecka. Zalecił mi nieustanne leżenie. Byłam załamana, bo Cyprian bardzo potrzebował pomocy we wszystkich czynnościach, nie mogłam całych dni spędzać w łóżku. Znów oddałam się modlitwie. Nie mogłam uwierzyć, gdy po kilku dniach wszystkie niepokojące objawy ustąpiły. Wspólnota Magnifikat okazała mi bardzo duże wsparcie, które było dla mnie niezastąpione. Mogę powiedzieć, że to moja druga rodzina.
Pieniądze na operację Cypriana uzbierały się zaskakująco szybko. Pojechaliśmy otuleni modlitwą. Różaniec dał nam siłę, aby przetrwać ten najtrudniejszy czas w naszym życiu. Nie mieściło mi się w głowie, jak moje dziecko może funkcjonować bez części mózgu. Kiedy zabrano Cypriana na salę operacyjną nie potrafiliśmy opanować łez. Całkowicie pogrążyliśmy się w modlitwie i poddaliśmy się działaniu Ducha Świętego. Kiedy Cyprian się obudził, od razu wsunął mi się na kolana, mówił „mama”. Wtulał się we mnie, był świadomy. Miał mnóstwo kabelków, które monitorowały jego stan zdrowia i nawet trudno było Go trzymać na rękach, ale mój synek pragnął tylko czuć mamę. Pierwsze dni były pełne cierpienia, ale z każdym dniem Cyprian czuł się coraz lepiej. teraz małymi kroczkami robi postępy w rozwoju. Nie jest już ciągle zmęczony i otępiały, wcześniej przewracał się przy najmniejszych nierównościach, musiał być pod stałą opieką, miał bardzo słabe rączki i nóżki. Teraz mija rok od operacji. Ataki padaczkowe minęły. Dziś Cyprian uwielbia spacery, nie rozstaje się ze swoim rowerkiem biegowym, na którym bez problemu utrzymuje równowagę, biega wspina się na drabinki, lubi huśtawki. Jak się okazało już po operacji, medalik Pana Jezusa z krwią wypływającą z Jego serca, Matką Przenajświętszą, św. Filomeną oraz św. Michałem Archaniołem mają niezwykłą siłę odpychającą wszelkie zło i demony związane z epilepsją. Pan Jezus przez ręce kapłana podarował dziecku tak cenny i niezwykły prezent. Cyprian do dziś nosi na swojej szyi bezcenne medaliki i strzeże ich jak oka w głowie.
Chwała Panu Jezusowi za morze łask płynących z nieba.