Pan Bóg zajął się moimi guzami

      Brak komentarzy do Pan Bóg zajął się moimi guzami

Z doświadczenia wiem, że Pan Jezus uzdrawia na różne sposoby. Czasami przez ręce lekarzy a czasami daje nam więcej niż prosimy. Dzisiaj mam 43  lata, ale jak zachorowałam miałam 29lat u boku kochającego męża i wymarzonej 4,5 rocznej córeczki. Był to czas kiedy budowaliśmy dom i wszystko się pięknie układało do pewnego wieczoru………..Zawroty głowy, atak epilepsji i straciłam przytomność. Wszystkie badania robiłam na własną rękę, bo lekarz z pogotowia twierdził, że to silną depresja, ale ja w to nie wierzyłam. Był to rok 2005, początek wakacji, odebrałem MRI – diagnoza – dwa guzy mózgu – dwa oponiaki. Jeden około 6cm a drugi około 2 cm. Świat mój i moich bliskich wywrócił się do góry nogami. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do spowiedzi, bo bałam się śmierci i nie chciałam umrzeć w grzechu ciężkim. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że moje życie jest w rękach Bożych. Martwiłam się kto zaopiekuje się moją małą córeczką, jak poradzi sobie mój mąż i jak to wszystko przeżyje mój ojciec (bo moja mama już nie żyła od 8 lat). Przed operacją prosiłam wiele ludzi o modlitwę. Dzięki łasce Bożej operacja zakończyła się sukcesem i bardzo szybko wróciłam do pełnego i całkowitego zdrowia. W tym całym szczęściu zapomniałam, że to Bóg dał mi drugą szansę na nowe życie. Moje szczęście nie trwało długo. Po roku kontrolne badanie wykazało wznowę-guz mózgu oponiak 2 cm, położenie bardzo skomplikowane, gdyż przyrastał do głównej żyły w mózgu. Muszę przyznać, że od tamtej chwili zrobiło się naprawdę ciężko. Nie będę się rozpisywać, bo była by to książka, ale tak w wielkim skrócie: 2008 r luty radioterapia, koniec marca padaczka wróciła z podwójną siłą i to parę razy w tygodniu, bóle głowy trwały ponad miesiąc, problemy z prawą ręka i nogą a lekarze ciągle stawiali złe diagnozy. W końcu w maju znalazłam się na intensywnej terapii, gdyż stwierdzono ogromny obrzęk mózgu bezpośrednio zagrażający mojemu życiu. Jak się okazało dostałam o dużo za duża dawkę radioterapii. Podano mi sterydy i mój stan zdrowia zaczął się poprawiać. W tym czasie po radioterapii na głowie robiłam okłady-okłady z wody od Matki Bożej z Gietrzwałd a babcia z tatą codziennie przy moim łóżku odmawiali różaniec i koronkę do MIŁOSIERDZIA BOŻEGO. To było dla mnie ogromna ulgą. Po powrocie do domu musiałam na nowo nauczyć się żyć. Znowu nie miałam włosów, z wagi 56 kg przed sterydami zaczęłam ważyć ponad 90 kg, przy wysiłku fizycznym dostawałam padaczkę. Ale ja w duszy wierzyłam, że kiedyś będzie lepiej. Zaczęłam mieć dużo czasu na modlitwę na rozmowę z Bogiem. Bardzo często powtarzałam sobie słowa z Biblii „PROŚCIE A BEDZIE WAM DANE..” Niestety radioterapia narobiła dużo szkód, ale nie zniszczyła oponiaka, dobre było to żeby chociaż przestał rosnąć. Do roku 2015 należałam już do trzech szpitali w tym do jednego w Niemczech. Najbardziej było mi ciężko z powodu padaczki no i paru innych dolegliwości. W 2015 roku w Żukowie odbyły się Rekolekcje Reo, zapisałam się na nie, bo chciałam podziękować Bogu za moje życie, za to że mogłam wychowywać córeczkę, za jej pierwszą komunię świętą, za to że nie jestem przykuta do łóżka. Wtedy nie wiedziałam że będzie znowu ciężko, że znowu będę poddana próbie. Rekolekcje napełniły mnie wielka siłą, dały UFNOŚĆ W BOGU, dostałam łaskę generalnej spowiedzi a moje serce otworzyło się na przebaczenie starych spraw nie tylko pewnym osobom, ale i samemu sobie. To ogromna łaska-a za tym przyszedł pokój serca. Po rekolekcjach pojechałam do Czatachowy do o. Daniela i tam Pan Jezus uzdrowił mnie z padaczki z czegoś co jest nieuleczalne: Wypowiedział takie słowa „są tu dwie kobiety chorujące na padaczkę, jedna na ciężka druga na lżejszą, jedna będzie uzdrowienia całkowicie jedna częściowo.” W tym czasie upadlam w spoczynku w DUCHU ŚWIĘTYM I czułam, że Jezus trzyma mnie za rękę, byłam zalana łzami. Od tamtego czasu nigdy nie dostałem EPILEPSJI – CHWAŁA PANU ZA TEN CUD. Przyszedł czas, że zaczęłam jeździć na mszę ku czci Św. Filomeny .To był dla mnie piękny czas, czas pełen łaski i Miłości Bożej. Tam poznałam księdza Zbyszka, który za mnie się modlił czy prosiłam o to czy nie. Wtedy Bóg przygotowywał mnie do kolejnego bardzo trudnego etapu w moim życiu. W mojej głowie były już duże zmiany: oponiak, zniszczone miejsca w mózgu po radioterapii, torbiele w wyniku czego zaczęłam bardzo szybko tracić wzrok. Byłam zmuszona szukać lekarza, który chciałby mnie operować. Byłam tak trudnym przypadkiem że ani W Berlinie ani w Polsce nie dawali mi szans na przeżycie tej operacji. Wtedy kiedy Ja potrzebowałam uzdrowienia, mój mąż zachorował na łuszczyce i miał na twarzy otwarte rany. One nie chciały się goić więc przed snem, z modlitwą posmarowałam je olejkiem ŚW.Filomeny i św.Charbela. Gdy się obudziliśmy twarz mojego męża była zdrowa -TO BYŁ KOLEJNY CUD -CHWAŁA PANU. Ten cud był mi potrzebny bo umocnił moją wiarę i dawał SIŁĘ i nadzieję, że Jezus uleczy mnie choć wtedy nie wiedziałam jak. Na to co mnie czekało Maryja przyjęła moje zawierzenie i zdążyłam przyjąć szkaplerz Michała Archanioła A szkaplerz karmelitański już miałam. Na rozmowie z profesorem Neurochirurgiem powiedziałam, że Jego rękoma będzie operował sam Pan Jezus i niemożliwe żeby się nie udało. Profesor popatrzył na mnie i na mojego męża i powiedział, że zabierze konsylium. Około 3 tygodnie później odbyła się moja operacja. Modliło się za mnie wiele osób a w czasie operacji była msza w tej intencji. Na bloku operacyjnym byłam od około 7.00do 13.00.Przez prawie 4 dni byłam na intensywnej terapii, czułam że nie wszystko poszło dobrze, ręce i nogi były jak nie moje a wzrok zamazany. Słabym głosem, przez telefon prosiłam kuzynkę żeby modliła się o moja śmierć bo nie chciałam być ciężarem dla rodziny  wiecie co moja kuzynka zrobiła: zadzwoniła do księdza Zbyszka z prośbą o modlitwę o siły dla mnie i mój stan zdrowia na drugi dzień poprawił się tak bardzo, że zostałam przeniesiona na normalną salę a ręce, nogi i oczy zaczynały na nowo żyć i to był kolejny CUD. Od tamtej operacji upłynęły prawie trzy lata. Nasz kochany Ojciec w niebie przywrócił mi wzrok, odzyskałam sprawność nóg i rąk, nawet z powrotem prowadzę samochód. DZISIAJ potrafię dziękować za te trudne sytuacje w moim życiu, bo wiem, ze gdyby nie one nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem. Wiem że duchowo muszę być blisko BOGA, bo cała należę do Niego. Tak na koniec, czekam na wynik rezonansu bo od dwóch lat miałam podejrzenie nerwiaka w uchu wewnętrznym a jestem po powrocie z Gargano i należę do członków wspomagających RYCERZY MICHAŁA ARCHANIOŁA a oni też się nade mną modlili. Dziękuję wszystkim czcicielom św Filomeny, bo wielu z Was modliło się za mnie. Niech Bóg w TRÓJCY JEDYNY Z MARYJĄ MATKĄ NASZĄ Z ŚW.FILOMENA Z MICHAŁEM ARCHANIOŁEM NIECHAJ WAM WSZYSTKIM BŁOGOSŁAWI. Amen