Zacznę od tego, że miałam zostać matką chrzestną pewnego młodzieńca. Mimo, że jego rodzice nie chodzą do kościoła, na szczęście tak jak jego starszą siostrę, tak też jego postanowili ochrzcić.Chrzest trwał może z 10 min (był bez mszy) i odbył się w bardzo kameralnym składzie. Rodzice plus chrzestni.Tego dnia moja szwagierka powiedziała mi, że jest trzeci raz w ciąży. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że miała to być trzecia cesarka w bardzo krótkim czasie, a dodatkowo poprzednia skończyła się komplikacjami. Powiedziała mi to w tajemnicy. Nie chciała martwić rodziców, ponieważ lekarka powiedziała jej od razu, żeby nie przyzwyczajała się emocjonalnie do dziecka, bo to po prostu się nie uda, żeby dała radę je odnosić. Z racji tego, że jestem osobą wierzącą i doświadczyłam już dobroci Filomenki bez zastanowienia powiedziałam jej tylko żeby się nie martwiła, ja będę się za nich modlić i wszystko dobrze się skończy…Tak powoli mijały dnie na mojej modlitwie o dwa życia. Szwagierka zaczęła czuć ruchy maleństwa przez co było jej coraz trudniej „nie przyzwyczajać się”, a ja przy każdej rozmowie mówiłam tylko, że będzie dobrze. Z każda wizyta kontrolna pani doktor powtarzała jej, że to dziecko jak widać ma ogromną wolę życia. Dodała, że jeżeli udałoby się jej dotrwać do 32tyg. dziecko będzie miało szansę na urodzenie się zdrowe. Około 20 tyg. zdecydowała się poinformować rodziców. Moja teściowa podsumowała to tylko jednym zdaniem” jak oboje przeżyją i wszystko będzie dobrze to będzie cud, tutaj tylko cudu potrzeba”. Ja słysząc cud – myślę Filomena. Jeden telefon o olejek do księdza Zbyszka no i podróż 330km w jedną stronę. Robię jej krzyżyk na brzuchu. Ja płacze, jest mi strasznie gorąco, ale czuje dziwny spokój i jak zwykle mówię jej że będzie dobrze. Byłam jedyną osobą z rodziny którą nie panikowała a wręcz przeciwnie byłam bardzo spokojna. Ich życia powierzyłam w najlepsze ręce,wiec musi się to dobrze zakończyć.Zostawiam jej medalik i książeczkę o św.Filomenie. I tak mijają tygodnie. Dziecko urodziło się w 38 tyg. Nikt nie mógł uwierzyć, że zaszła tak daleko, mimo że cięcia po poprzedniej cesarce się jeszcze nie zagoiły i strasznie się rozciągały. Mały żyje, jest zdrowy.
Nie dawno zadzwoniła, że mój chrześniak miał badanie w którym wyszło, że nic nie słyszy, linia ciągła. Ja przypominam, że zostawiłam jej olejek i ma z wiarą zrobić mu krzyżyk na uszach. Następne badanie i z ciągłej linii zrobiła się wypukła. Coś ruszyło i idzie w dobrą stronę. Miała być operacja, ale pan doktor chce to poobserwować może uda się bez niej. Cały czas mam nadzieję, że te cuda które doświadczają jej dzieci w końcu sprawią, że zacznie prawdziwie wierzyć.